Firlejka to niewielka, rodzinna restauracja mieszcząca się w piwnicy jednej z kamienic na Placu Kolegiackim, za której kuchnię odpowiada Piotr Wiśniewski. Na początku października zostaliśmy zaproszeni na degustację jesiennej odsłony menu restauracji Firlejka przez właścicieli Annę i Grzegorza Gajek oraz Juliusza Podolskiego z De’GUSTATOR PR.
Ciepłe, słoneczne dni już ewidentnie za nami. Za oknem szaro, pochmurno i chłodno, a dni coraz krótsze. Jesień hula na całego. Dla wielu to smutny czas, ale nie dla nas! Czas zmieniających się pór roku bowiem, to coraz częściej czas zmian kart menu w wielu restauracjach, które zgodnie z zasadą sezonowości są istnym zwierciadłem kalendarza. Nowe karty tworzą dania bazujące na dostępnych obecnie składnikach. A jesień to pora roku, w której triumf święcą wybitnie smaczne produkty takie jak grzyby czy dynie.
Na początku października zostaliśmy zaproszeni na degustację jesiennej odsłony menu restauracji Firlejka przez właścicieli Annę i Grzegorza Gajek oraz Juliusza Podolskiego z De’GUSTATOR PR. Firlejka to niewielka, rodzinna restauracja mieszcząca się w piwnicy jednej z kamienic na Placu Kolegiackim, za której kuchnię odpowiada Piotr Wiśniewski. Karta menu jest wyjątkowo przejrzysta i dość krótka, a największą jej zaletą są stosunkowo przystępne ceny (poza dwoma pozycjami każde z dań to koszt poniżej 30 zł). W ramach degustacji oprócz dań z nowej karty mieliśmy także przyjemność spróbować świetnie sparowanych przez Łukasza Giżelskiego z nimi win.
Degustację rozpoczęliśmy od przystawek (WAŻNE – porcje na zdjęciach są zmniejszone do porcji degustacyjnych):
– tatara z piersi kaczki z marynowanymi kurkami, ogórkiem kiszonym, szalotką i żółtkiem przepiórczym (25 zł),
– szyjek rakowych z białym sosem, pomidorkiem koktajlowym oraz chlebem własnego wypieku (19 zł),
– carpaccio z marynowanej dyni z riccotą, chipsami z jarmużu, czarnuszką oraz dressingiem winnym (13 zł).
Szyjki rakowe to absolutny hit Firlejki, o którym słyszeliśmy dużo i dobrze na długo przed naszą wizytą. Możemy jedynie potwierdzić ich prawdziwość. Danie jest przepyszne i rzadko spotykane w kartach. Delikatne i aromatyczne zarazem, którego maślany smak idealnie współgrał z serwowanym do tego dania białym Agneau Blanc 2014. Zachwycił nas także tatar z kaczki. Rarytas równie pyszny co rzadko spotykany jak szyjki rakowe. Idealnie doprawiony i skomponowany. Naprawdę warto skusić się na niego podczas wizyty w Firlejce.
W dalszej części kolacji przyszła kolej na zupę:
– krem z patisona z chrustem z łupin ziemniaka, kwaśną śmietaną i majerankiem (13 zł)
oraz dania główne:
– polędwiczki wieprzowe w glazurze rozmarynowej, z tłuczonymi ziemniakami i śliwką z jałowcem (29 zł),
– polędwicę z dorsza ze szpinakiem, confit pomidorem koktajlowym i salsa verde (49 zł).
Krem z patisona, łagodny i delikatny z lekkim twistem z kwaśnej śmietany był poprawny. Nam smakował także dodany do niego chrust z łupin ziemniaka lecz wśród naszych towarzyszy pojawiły się opinie, że był on zbyt gorzki. Smakowała nam także pieczona polędwica z dorsza podana na szpinaku, z salsą verde i konfitowanymi pomidorkami koktajlowymi. W naszej opinii szef kuchni przesadził z ilością czosnku dodaną do szpinaku, przez co jego intensywny smak nieco tłumił delikatną rybę. Innego zdania byli nasi towarzysze z Biblii Smaków, dla których ta intensywność mogłaby być jeszcze większa. Dajcie znać jaka będzie wasza ocena tego dania. Zarówno zupa jak i polędwica z dorsza udanie podane zostały w połączeniu z niemieckim rieslingiem z winnicy Grans-Fassian, położonej w uroczej dolinie Mozeli. Wino smaczne, ale zdecydowanie bardziej w nasze gusta trafiło wino czerwone serwowane do kolejnego, mięsnego dania drugiego. Było nim genialne włoskie La Ladra barbera d’asti z północnego Piemontu. Wino idealnie zbalansowane, aromatyczne i intensywne w bukiecie. W naszej opinii nieco zbyt intensywne w połączeniu ze smaczną, lecz bardzo delikatną polędwiczką wieprzową przygotowaną popularną obecnie metodą sous-vide. Zaskakująco najbardziej w tym daniu zachwyciły nas tłuczone ziemniaki ze smalcem i skwarkami. Takie proste, a takie pyszne.
Kolacje kończyły dwa desery:
– crumble & kogel mogel – czyli gruszka z serem lazur pod kruszonką migdałową i kogel mogel (15 zł),
– mus czekoladowy z jadalną ziemią orzechową, żelem śliwkowym oraz chips czekoladowy z lawendą (18 zł).
Obie pozycje zdecydowanie dla fanów słodkich deserów. Crumble dzięki lazurowi nieco mniej słodki, ale tylko tak tyci tyci. Mus czekoladowy to już czysta słodycz. Obu deserom towarzyszyło przepyszne, słodkie hiszpańskie wino z winnicy Torres – Floralis Moscatel Oro. Wielkie brawa dla Łukasza Giżelskiego za ten wybór. Nie jesteśmy fanami słodkich win, ale tu uderzamy się w pierś. Czapki z głów.
Pysznie! <3 *.*
🙇🙇