W naszym niedawnym podsumowaniu roku pisaliśmy, że doczekaliśmy w Poznaniu tak dobrych czasów, że bez względu na co mamy ochotę i jakim budżetem dysponujemy, posiadamy luksus wyboru przynajmniej 2 – 3 miejsc, do których możemy się udać. Stwierdzenie to odnosi się to także do steków. Kiedy przyjdzie nam na nie ochota, to prócz wielu restauracji, w których menu znajdziemy pojedyncze pozycje steków – z reguły polędwicę – mamy do wyboru przynajmniej kilka lokali specjalizujących się w grillowanym mięsie. Na tę chwilę w Poznaniu są to przede wszystkim: Whiskey in the Jar, Some Place Else oraz Cammero Steak House.
O ile Whiskey in the Jar oraz Some Place Else są miejscami skupionymi między innymi na stekach, tak Cammero to steak house w 100%! Kolejną sprawą, która odróżnia to miejsce od konkurencji to kwestia właściciela. Zarówno Whiskey in the Jar jak i Some Place Else są sieciówkami, których koncept i tożsamość jest efektem kolektywnie zaplanowanej i klepniętej przez zarząd strategii działania. Cammero Steak House to restauracja rodzinna będąca odzwierciedleniem życia właściciela. Fakt, nie mieliśmy okazji osobiście poznać twórcy Cammero, ale podczas naszej wizyty odbyliśmy długą rozmowę z jego córką – tymczasową managerką restauracji. Przesympatycza Pani Agnieszka opowiedziała nam sporo o wieloletnim pobycie taty w USA i jego zamiłowaniu do tego kraju oraz steków. W zasadzie nawet bez tej opowieści nie trudno było by się tego domyśleć. Wystarczy rozejrzeć się po restauracji: koszulki meczowe Michaela Jordana, pasiaste flagi z 50 gwiazdkami, obrusy w biało czerwoną kratę oraz rysunek krowy z bardzo dokładnie zaznaczonymi cut’ami steków jednoznacznie odpowiedzą nam u kogo jesteśmy. Cammero jest jakie jest, bo tacy są jego właściciele. Jest autentyczne. I bardzo dobrze, bo ma to niezwykle pozytywne przełożenie na nas – klientów.
Jedliśmy już sporo steków w naszym życiu, wiemy też o nich co nieco. Jednakże w trakcie rozmowy z Panią Agnieszką okazało się, że wiemy dosłownie jedynie nieco 😉 Jej pasja i wiedza o stekach, rasach krów i charakterystyce mięsa w zależności od jego pochodzenia była naprawdę zdumiewająca. Opowiadała niezwykle ciekawie niczym dyplomowany sommelier o winie. Bardzo miło się nam tego słuchało.
Miło, miło, ale nie słuchać do Cammero przyszliśmy ;D Po długiej rozmowie i z uwzględnieniem rekomendacji Pani Agnieszki w końcu złożyliśmy zamówienie! Składało się na nie sporo;) Zaczęliśmy od:
– pieczonego szpiku kostnego podawanego z korzeniem pietruszki w sosie miodowym – 25,90 zł
Pozycja ciekawa, właściwie nie spotykana w innych restauracjach. Choćby z tego powodu warto sprawdzić ją podczas wizyty w Cammero. W menu oprócz szpiku z przystawek do wyboru mamy jeszcze smażony camembert, carpaccio wołowe oraz dwie zupy.
Chcieliśmy skupić się głównie na stekach, więc mając na uwadze ograniczone możliwości naszych żołądków nie zamawialiśmy innych przystawek. Ze stekami jednak poszaleliśmy. Wzięliśmy trzy!
– Black Angus Steak Australian tenderloin – 59,90 zł/180g
– Delmonico Steak – 44,90 zł/350g
– Hereford by Jack Daniels – 59,90 zł/200g
W cenie każdego steka ujęte są dwa, spośród ośmiu dodatków do wyboru. My zdecydowaliśmy się na frytki, pieczonego ziemniaka z masłem i gzikiem, kolbę kukurydzy z masłem oraz fasolkę szparagową z bekonem.
Smakowało nam wszystko. Nie było też żadnych zgrzytów typowych przy zamówieniach steków w postaci innego stopnia wysmażenia, niż żądany przez klienta.
Delmonico oraz Herford by Jack Daniels zamówił Michał w swoim ulubionym medium-rare, a Ania Black Angus Steak Australian tenderloin nieco bardziej wysmażone medium. Delmonico to uwielbiany przez Michała antrykot. Tutaj z niezwykle rzadko spotykanej w naszych restauracjach rasy Blonde d’Aquitaine, sprowadzany wprost z Argentyny. Kawał soczystego mięsa na pół talerza, pięknie poprzerastanego tłuszczem, nadającym mu mnóstwo smaku i wilgoci. Pycha. Idealnie sprawdza się w medium-rare. Z uwagi na przerosty jesteśmy przekonani, że jest to też odpowiednia propozycja dla osób preferujących mniej krwiste wysmażenie.
Hereford by Jack Daniels to stek z serca łopatki, z krów rasy Hereford. Mięso jest sprowadzane bezpośrednio z Urugwaju. W Cammero podawany jest z sosem na bazie whiskey Jack Daniels. Nie jest to jednak klasyczny sos barbacue jakiego moglibyśmy się spodziewać i jaki możemy kupić w naszych marketach. Jest to jasny sos z mocno wyczuwalną whiskey. Michał lubi whiskey, nawet bardzo 😉 Więc mu smakował. Jednak jak sam stwierdził mięso jest tak smaczne samo w sobie, że sos jest tu zupełnie zbędny.
Najsmaczniejszą pozycją okazał się jednak wybór Ani – australijska polędwica z Black Angus. Wybitna. Ultra soczysta, o konsystencji masła. Takiego w temperaturze pokojowej. Nóż w przypadku tego steka jest w zasadzie zbędny, wystarczy sam widelec. Poezja. Naprawdę warto skosztować tej pozycji będąc w Cammero. Nawet Michał, który nie jest wielkim fanem polędwicy stwierdził, że jest lepsza, niż jego ukochany antrykot.
Cieszy nas też, że serwowane dodatki do steków są naprawdę smaczne i nie zostały potraktowane jak zwykłe zapychacze. Szczególnie smakowała nam fasolka szparagowa owinięta boczkiem. Doceniamy fakt, że w grudniu serwowana nam fasolka smakowała jedynie ciut gorzej niż w lecie. Nie jest to łatwe. Jedyne do czego moglibyśmy się przyczepić to zbyt długo gotowana kukurydza. Wolimy bardziej chrupką, ale to właściwie kwestia gustu. Zakładamy, że gdybyśmy poinformowali o tym w trakcie zamawiania, otrzymalibyśmy taką jaka lubimy najbardziej.
Podczas wizyty w Cammero zwróciliśmy jeszcze uwagę na jeden dość istotny aspekt. Ceny! A te są naprawdę w porządku, więcej niż rozsądne. Porównując je z cenami steków w innych poznańskich restauracjach wydają się być jednymi z najbardziej korzystnych. A w zestawieniu do cen steków proponowanych przez bezpośrednich sąsiadów Cammero – o których pisaliśmy na blogu jesienią (TEKST TUTAJ) – są wręcz promocyjne. Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że zapewne wielu z was powie, że 59,90 zł za obiad to nie mało. I będzie miało rację. Należy jednak uwzględnić fakt, że steki nigdy i nigdzie nie są tanie. Marketowa cena polskiej polędwicy wołowej to obecnie około 120 zł/kg. A uwierzcie nam, że w zestawieniu z podawaną w Cammero australijską polędwicą z Black Angus wypada jak podwórkowy kopacz przy Robercie Lewandowskim.