Kebab kebabowi nie równy – Kraszkebab

Powiem krótko: najlepszy dotychczas przeze mnie zjedzony kebab w Poznaniu. Mój Michelin zamówił kraszlawasza (jak to licho odmieniać?) za 20zł na spółę – taaaki był wielki – przez co biedak musiał zrezygnować z ostrych sosów i papryczek (jak wspominałam, nie daję z nimi rady). Mnóstwo pysznego mięsa, warzywa z dipami do wyboru. Pyszka. Trzeba będzie wrócić. Jednak, żeby nie było tak pięknie, na terenie Polski spotkałam się, ba! nawet spożyłam jeszcze lepszy kebab 😉

A dziś debiut: recenzja mojego mistrza kulinarnego! Przed Wami M.Michelin

Boom, podczas którego kolejne kebaby pojawiały się na mapie naszego miasta jak grzyby po deszczu już dawno za nami. Mimo, że od czasu pojawienia się w Polsce pierwszych kebabów minęło już blisko 20 lat to nadal ogromny problem sprawia mi znalezienie takiego, do której wracałbym chętnie i regularnie. Powody tego są w zasadzie dwa.

Po pierwsze mizerna jakość oferowanych składników tworzących miejscowe kebaby, zaczynając od mięsa, poprzez sosy, chleb na warzywach kończąc. Bywa (rzadko), że mizerna jakość dotyczy jednego z wymienionych elementów, bywa niestety (częściej), że kilka lub wszystkie są po prostu słabe. Po drugie łamanie przez nasze lokalne kebaby fundamentalnej zasady „nie zmieniaj tego co dobre” w konsekwencji czego oferowane są nam autorskie wariacje wokół tureckiego oryginału w postaci rozmokłej buły, faszerowanej kapustami, nieodsączonymi surówkami z rozmaitych warzyw, mięsami wszelkiej maści i pochodzenia oraz zalanej wodospadem ciężkiego majo-sosu, wedle życzenia klienta: łagodnego (biały) bądź ostrego (w zależności od kebabu: różowy lub pomarańczowy) – Voilà!

Jako, że nie zniechęcam się łatwo, a do tego moje poszukiwania los wynagradza mi raz po raz takimi perełkami jak EFES Kebab na warszawskiej Saskiej Kępie (mój prywatny benchmark wśród kebabów), nie przestaję i szukam dalej, na okrągło.
Zachęcony licznymi pozytywnymi informacjami, w tym usłyszanymi podczas ostatniej rozmowy telefonicznej z moją przyjaciółką, na co dzień zamieszkującą ten fyrtel Poznania, postanowiłem wybrać się w weekend na Jeżyce, a przy okazji odwiedzić Kraszkebab przy ul. Kraszewskiego 9B.

Idąc do Kraszkebabu wiedziałem już co zamówię. Po wejściu, szybkie spojrzenie na wypisane kredą menu i pada moja odpowiedź na zadane przed momentem pytanie jednej z dwóch pań obsługujących kebab: Lawasz – raz (Lawasz jakby ktoś nie wiedział to w zasadzie taka duża tortilla).

W środku jest naprawdę niewiele miejsca na konsumpcję, ciężko mówić nawet o stolikach jest to bardziej opcja zjedzenia na wysokim krześle barowym przy ladzie zamontowanej przy ścianie. Po szybkiej analizie sytuacji poprosiłem o opcję na wynos. Chciałem też w międzyczasie skoczyć obok do Żabki po gazetę i jakieś piwko, jednak w tym momencie pani przygotowująca mój Lawasz zatrzymała mnie mówiąc, że musi mi zadać szereg pytań w związku z moim jedzeniem więc mam nigdzie nie wychodzić. Ok, pomyślałem, się dzieje. Zadanie zakupów w Żabce zleciłem więc narzeczonej, sam natomiast przygotowywałem się do odpowiedzi. Pytania dotyczyły warzyw i sosów mojego Lawasza (coś jak te w Subwayu). To ja decydowałem o każdym warzywie, rodzaju cebuli (do wyboru świeża lub prażona) jaki ma się znaleźć lub nie znaleźć w moim Lawaszu. Następnie wybór sosów. Wszystkie własnego wyrobu, świeże, lekkie, nie mające nic wspólnego z ciężką

majonezową zawiesiną o smaku łagodnym bądź ostrym serwowaną w wielu konkurencyjnych lokalach. Do wyboru Kraszkebab oferuje nam 3 opcje łagodne: czosnkowa, ziołowa oraz na bazie jogurtu naturalnego ze szczypiorkiem; i 2 opcje pikantne: jedna pikantna, druga ostra z wędzonych papryk. Na koniec pada jeszcze pytanie czy chcesz rukoli lub świeżej mięty w swoim jedzeniu. Po udzieleniu wszystkich odpowiedzi, zapłaciłem 20 zł, odczekałem jeszcze z 8 min i dostałem zapakowany w folię aluminiową Lawasz.

Po odpakowaniu go w domu i podzieleniu na pół byłem wdzięczny, że na wstępie porzuciłem moje plany zamówienia dwóch osobnych Lawaszy dla narzeczonej i dla siebie. Bez kitu, zapakowany Lawasz wielkością przypomina pocisk czołgowy. Jest potężny. Jem sporo, ale samodzielna konsumpcja tego dania, choć oczywiście możliwa stanowiłaby wyczyn sam w sobie. Należy jednak zaznaczyć, że byłby to wyczyn dostarczający temu, który się go podjął wiele radości i zadowolenia. Lawasz made by Kraszkebab jest bowiem daniem wyjątkowo smacznym, wykonanym ze świeżych składników, dobrej jakości, o których ilości i obecności sami decydujemy dopasowując finalny produkt do naszych preferencji. Jedyną rzeczą której nie wybieramy jest tu mięso. Dla mnie osobiście jest to tylko zaleta, gdyż i tak nigdy nie wybieram opcji kurczaka w miejscach, w których dają mi taką możliwość. Mięso w Kraszkebabie jest jedno. I dobrze bo jest naprawdę smaczne a jego proporcja w stosunku do reszty składników Lawasza bardzo miło mnie zaskoczyła (sprawdźcie na zdjęciach).

Podsumowując Kraszkebab jest tym czym jest i czym być powinien. O ile będziemy pamiętać, że jest to miejsce do szybkiej konsumpcji, serwujące kebaby, a nie restauracja turecka, będziemy bardzo zadowoleni zarówno z wizyty w nim jak i wydanych w nim pieniędzy. Zadanie – serwowania kebabów – Kraszkebab spełnia wyjątkowo sprawnie i kompleksowo przy jednoczesnym poziomie dbania o klienta zauważalnie wykraczającym powyżej średniej dla tego typu miejsc. Nie jest miejscem wybitym, daleko mu do mojego benchmarku wśród kebabów, jest jednak miejscem godnym polecenia, jasno świecącym na tle swojej lokalnej konkurencji.

 

kraszkebab poznan kebab kuchniapoznan

 

kraszkebab poznan kebab kuchniapoznan

 

kraszkebab poznan kebab kuchniapoznan

 

kraszkebab poznan kebab kuchniapoznan