Fettucine Alfredo to klasyczny klasyk włoskiej kuchni. Łączy wszystko to za co ją tak kochamy. Nieskomplikowany, szybki i tani w przygotowaniu, a zarazem tak zniewalająco przepyszny, że za każdym razem kiedy pojawi się na Twoim talerzu w myślach zaczynasz dziękować naturze za zmysł smaku, w który Cię łaskawie wyposażyła. Obłęd!
Ja jednak po sprawdzeniu zawartości lodówki i szybkiej wizycie w markecie postanowiłem posłużyć się tym klasycznym klasykiem jako inspiracją, bazą do mojego dzisiejszego obiadu. Sprawdźcie sami i oceńcie czy igram tu z ogniem, dokonując profanacji włoskiego sacrum czy też moja fantazja wskazała mi właściwy kierunek i rozbiłem bank.
Do klasyka potrzebujemy jedynie:
– Makaron fettuccine
– Masło
– Śmietana kremówka
– Parmezan
– Pietruszka
– Gałka muszkatołowa
– Sól
– Pieprz
Mało nie? Też tak pomyślałem;) W związku z czym do wyżej wymienionych dodałem:
– Boczek wędzony
– Gorgonzola
– Cebula czerwona
– Szpinak
– Czosnek
– Tymianek
– Rozmaryn
Do dzieła. Rozgrzewamy dużą patelnię (taką naprawdę sporą), w garnku zagotowujemy wodę na makaron. Boczek pokrojony w paski smażymy na patelni (mocno go smażymy, na chrupko koniecznie) po czym zdejmujemy do osobnego naczynia, a na wytopiony tłuszcz (jeśli jest go za mało, dolejcie oliwy) wrzucamy drobno pokrojoną cebulę, czosnek, rozmaryn, tymianek i podsmażamy wedle uznania. Następnie szpinak (wszystko na mocnym ogniu). Mieszamy, kontrolujemy sytuację. Jak szpinak zmięknie (ale nie tak na papkę z przedszkola), wlewamy śmietanę, dokładamy gorgonzolę, natkę pietruszki i zmniejszamy ogień. Po 3-4 min powinniśmy mieć już gotowy sos. Makaron wrzucamy do wrzątku (osolonego, z dodatkiem oliwy) i
gotujemy ile trzeba (a nawet tak mniej więcej o 15% – 20% krócej niż wskazuje przepis na opakowaniu, makaron dojdzie na patelni z sosem). Odcedzamy (zachowując trochę wody z gotowania) i dokładamy do sosu na patelni (którą utrzymujemy na niewielkim ogniu). Dorzucamy uprzednio usmażony boczek, doprawiamy solą, pieprzem, świeżym parmezanem i natychmiast serwujemy. Smacznego.
Jeszcze tylko ogólna rada na koniec. Często wydaje się że sosu, przed dołożeniem do niego makaronu, jest dużo, nawet za dużo i jest za rzadki. Po dołożeniu makaronu często jednak danie staje się za suche. Na taką ewentualność zachowujemy właśnie wodę z gotowania makaronu. Jeśli zajdzie potrzeba dodajemy jej trochę do makaronu z sosem (na patelni jeszcze). Wielokrotnie przekonałem się, że brak wilgoci w daniach rujnuje je. Dosłownie.