Miłość od pierwszego wejrzenia – Kuchnia dla Dragona

Dragona swojego czasu odwiedzałam bardzo regularnie i muszę przyznać, że oprócz piwa (i ponoć niezłego wybory whisky) frytki mają rewelacyjne. Jednak ich kuchnię poznałam dopiero pod koniec minionego lata. Tego dnia z góry założyłam, że nic nie poprawi mi humoru. I jakże się myliłam.

Nie chcę naciągać prawdy i improwizować z przypominaniem produktów składających się na potrawy, które dane mi było tego popołudnia spożyć. Po prostu nie pamiętam. Ale pamiętam mój zachwyt i uśmiech, który od razu pojawiał się wraz z każdym spróbowanym daniem. Na start, zupy: jedna w stylu azjatyckim, druga bardziej regionalna. Co kojarzę? Mleczko kokosowe na ostro, posiłki konkretne, niesamowicie rozgrzewające. Naprawdę pyszne! Drugie danie to wspomnienie ziemniaczanego puree, pozornie zwykłej, pieczonej kiełbaski i marchwi z czarnuszką. Na talerzu obok leżała wielka drożdżowa pyza wypełniona piersią z kaczki i obficie polana białym sosem z fenkułu. Raj dla podniebienia. Potrawy utrzymywały poziom świetnej restauracji, przewyższały o głowę większość jadłodajni. Dlaczego? Ponieważ oprócz głębi smaku, dania zaskakiwały. Szczegóły miały decydujący wpływ na całość. Kompozycja smaków

– idealna. Czarnuszka i fenkuł? Tego dnia pokochałam je miłością szczerą.

Menu mają sezonowe i nie wiem jak to się stało, że ponownie nie zawitałam w tym miejscu. Na pewno do nich wrócę.

Ukłony dla kucharza.

 

Kuchnia dla Dragona