Skarbiec Smaków- wiele obiecująca nazwa. Niewielka restauracja na ul. Marcelińskiej z dala od centrum Poznania.
Z zewnątrz bardzo niepozorne miejsce. Biała altanka przypomina ogródki na Starym Rynku. W ciepły dzień może być bardzo urokliwie.
My zawitaliśmy tam w chłodny wieczór około 21.30.
Restauracja jest otwarta do 22.00 więc dość niepewnie weszliśmy. Jednak na nasze pytanie, czy zostaniemy obsłużeni- nie było najmniejszego problemu- duży plus, bo byłam niesamowicie głodna:)
Wnętrze tej niepozornej restauracji bardzo mnie zaskoczyło. Trudno mi nawet określić co przypominało to wnętrze. Kilka okrągłych stolików. Nad każdym z nich żyrandol w takim oldschoolowym stylu. Do tego praktycznie jedynymi ozdobami były butelki z winem na różnych półkach i półeczkach- całość dawała taki klimat włoskiego domu. Na mnie zrobiło bardzo przyjemne wrażenie.
Kolejny element bardzo ciekawy to menu- wydrukowane na szarym papierze.A na nim kilkanaście pozycji: pizze, makarony i sałatki. I oczywiście bardzo dużo liczba win. Prawie poczułam się jak w raju.
Więc szybka narada i zamówienie.
Pizza pół na pół- margerita/ neptun
Spaghetti Carbonara Brocolino
Sałatka grecka
Generalnie mogłabym dużo pisać o poszczególnych daniach, ale całościowo. Miało być włosko i ciekawie. Wyszło pseudo włosko.
Sałatka niby dobra, ale nie zachwycała niczym- 13,90
Spaghetti, niby też dobre, ale ciężko napisać żeby było jakoś szczególnie smaczne. Tyle, że tanie- 8,50
I na koniec pizza. Ponieważ bardzo lubię pizzę zależy mi na tym, aby była smaczna i niezbyt ciężka.
Niestety- tutaj była przeogromna. Nie dość, że powinna być na cienkim cieście, a to już prawie pochodziło pod podwójne.
To jeszcze sera na niej było tyle, że stała się strasznie ciężka dla żołądka.
Dodatkowo oliwy, które nam dano, nie miały zakładanego smaku. W zasadzie nie miały żadnego.
I tak dostaliśmy ogromną pizzę, z wielką ilością sera i do tego oliwę smakową bez smaku.
Skarbiec
Smaków mógłby być fajnym miejscem, niestety każda potrawa była poprawna. Nie miała w sobie nic, co sprawiło by, że wrócę tam na obiad. A szkoda…